środa, 2 lipca 2014

potomek

Czy czasem dyskusja nie sprowadza się do tego, kto ma więcej robić? Czy da się to zmierzyć, zważyć?
Tradycyjny podział ról społecznych wykształciły warunki naturalne, mężczyzna jako ten silniejszy zapewniał bezpieczeństwo i pożywienie, potomstwem zajmowały się kobiety, mężczyźni częściej ginęli w walce kto miał się zajmować dziećmi? Dawniej w ogóle nie było problemu kto ma więcej robić, mężczyźni i kobiety pracowali cały czas, nie było pojęcia czasu wolnego, nie było sporu  smutne jest to, że polski ojciec ma pytać jakiegoś ojca ze Szwecji o coś co zawsze, podkreślam zawsze było oczywiste do momentu kiedy pewna grupa społeczna czepia się na lewo i prawo tego ojca o wszystko i stawia mu wymagania; pomijam już jakość życia obu krajów, choć to w zasadzie decydująca rzecz; to nie ojcowie rozdmuchują jakieś problemy; a skoro daje się im możliwość narzekania, to wymyślą takich rzeczy po „pięć tysięcy”.. a skoro tak, to są i późniejsze efekty; pan ze Szwecji chciał powiedzieć: przyjmijcie na klatę to czego od was oczekują, bo taki lajf, a w zasadzie nie narzekajcie więcej.. i róbcie co macie robić.. „wybitnie” podejście z szacunkiem do mężczyzn!
a jeszcze „lepsze” jest zdanie:
„Jednak okazuje się, że mężczyźni przyjaźnić się za bardzo nie potrafią, a przynajmniej nie do końca im wychodzą szczere rozmowy od serca. Takie, podczas których mogliby się zwierzyć, przyznać do frustracji i porażek, poradzić. ”
jedna z najbardziej wierutnych bzdur powielanych przez feministki przy każdej okazji; w ogóle bym się nie odezwał gdyby nie takie bzdurne teorie; że rzekomo mężczyźni nie potrafią się zwierzać, przyznać do frustracji itd.. multum znajdę takich, którzy będą się zwierzać bez końca, sam mogę nawet wyjść z taką inicjatywą.. i niech panie feministki same sobie odpowiedzą jaka będzie reakcja pań.. dla podpowiedzi dodam, że znajdą się takie, które chcą męskiego faceta, które w d.. będą miały to miałczenie, że jeśli sam nie jest w stanie sobie ze sobą poradzić, to znajdą sobie innego zaradnego.. więc na przyszłość z łaski swojej nie wyciągajcie tego argumentu, choć wiem, że to „groch o ścianę”...
Cywilizacja, rozwój techniki dał nam czas wolny, wszystkim po równo?
Najpierw mężczyznom, to ich role społeczne pierwsze się zautomatyzowały, wprowadzono ograniczenia czasu pracy który objął mężczyzn, bo to oni pracowali zarobkowo, to ich objęły więc zdobycze socjalne jak ośmiogodzinny dzień pracy, potem pięciodniowy tydzień i pojawiły się dysproporcje.
Oczywiście, zdobycze techniki nie ominęły domu, miejsca pracy kobiet. Zamiast piątki dzieci dwójka, zamiast strumienia i tary automatyczna pralka, pieluchy jednorazowe i dania dla niemowląt co tylko podgrzać. Nie można powiedzieć, wszystkim nam ulżyło. Praca nie wymaga siły fizycznej, operatorem koparki może być kobieta tak samo jak mężczyzna, w pracy nastąpiło równouprawnienie i w domu też. Gotowanie przestało być domeną kobiet, sprzątanie, jeżeli są dysproporcje w domach gdzie oboje małżonków pracuje to wynika to tylko z faktu, że kultura zmienia się wolniej niż technologia no i ta biologia. Ale jak dojdziemy do momentu, kiedy kobiety przestaną rodzić dzieci, technologia pozwoli na rozwój dziecka w inkubatorze, ba, okaże się to zdrowsze i bardziej bezpieczne dla potomstwa, nastąpi prawdziwe równouprawnienie, czy będziemy wtedy szczęśliwsi? Obawiam się, że nie.
Czy podział ról, nie jest podziałem zmartwień, odpowiedzialności?
Z podziałem zmartwień jest tak, że jak się martwi jedno, drugie nie musi jak mają do siebie zaufanie, lżej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz